poniedziałek, 4 stycznia 2010

Sylwester w Zakopanem cz. II

W pociągu było ciężko. Tłum na korytarzu, ciągle zajęty i obsikany kibel, śpiewy do rana, ale jakoś dojechaliśmy.
Wolałem się nie obudzić. Kac gigant, wszystko boli od spania na siedząco, i dwadzieścia minut czekaliśmy na wyjście z pociągu. Miałem dość. Na dworcu nie lepiej. Płacz, lament przekleństwa. Ludzie napędzani resztkami zapału świątecznego snują się jak duchy miedzy peronami. Co chwila ktoś do nas podchodzi i pyta czy nie potrzebujemy kwater. Nie dziękuje, nie dziękuje, nie KURWA DZIĘKUJE!!
Pogoda jest paskudna, mokro, pada, góry całe we mgle na chodnikach breja. Mam wrażenie że jestem w jakiejś mieścinie pod Warszawą.
Mamy cztery możliwości dostania się do kwater. Spacer, bo to chyba jest blisko, taksówka, bus lub autobus. Bierzemy taksówkę. Jedziemy, w prawo, w lewo, prosto w lewo, mijamy stoki, jedziemy jedziemy. Nie znam Zakopanego, ale czy ono jest aż takie wielkie?
Wygląda na to że jest mało ludzi, ale o 7 rano ciężko coś stwierdzić. Dojechaliśmy na miejsce. Chata była wielkości pałacu kultury i miała chyba ze 20 pokoi!!! Przychodzi gaździna, trochę ponarzekała bo mieliśmy być później itp. Pokoje, łóżka tv, wspólna łazienka i kuchnia. Gotować niestety musimy sami.
Juz zameldowani, śniadanie zjedzone, spać się nikomu nie chce, każdy chce oglądać Zakopane!!! Gaździna potwierdza że do centrum to z 10 min drogi na piechotę....Doszliśmy w godzinę idąc dosyć szybkim krokiem... Najprawdopodobniej górale biegają, a nie chodzą wiec może 10 min im się schodzi. Tak więc okazało się że z 10 min, zrobiła się średnio godzinka. Później dowiedzieliśmy się że i tak mamy szczęście..
Postanowiliśmy odwiedzić miejsca najbardziej znane. Gubałówka, hmm nic nie widać bo mgła, ceny w knajpach jak na starówce, wiec po herbacie i na dół kolejka. Całkiem się nią fajnie jedzie. Potem Krupówki, skocznia. Następnego dnia miał być Kasprowy, albo Morskie Oko. Ani to, ani to. Pochlaliśy i wstaliśmy o 12, w górach mgła...komu to potrzebne, jesteśmy już w górach.
Wszędzie było drogo, i dużo ludzi. Dowiedziałem się że Światem Zakopane, rządzi oscypek i dudki.
Święta jak to święta. Nic tylko picie i jedzenie, oby do sylwestra. Z kwatery rzadko kiedy wychodziliśmy bo wszędzie daleko. Dobrze że "sąsiedzi" byli fajni.
Zauważyłem jednak jedną prawidłowość. Każdego dnia, liczba samochodów i ludzi w Zakopanem, podwajała się?!
W sylwestra już się nie dało żyć. Dzień okazał się bardzo krótki. Do knajpy kolejka na jakieś 45 minut stania, sklepy oblegane, a na Krupówkach ze sto tysięcy ludzi!! Łołołoł... co jest?
Radość przez łzy. Miało być miło i spokojnie a okazuje się że ludzi jest więcej niż na Placu Konstytucji w Warszawie!! Ale spokojnie, trzeba wejść optymistycznie w Nowy Rok. Mamy problem ze znalezieniem jakiegoś miejsca, bezpiecznego miejsca!! Pada deszcz, wszędzie wybuchają petardy, w powietrze wzlatują fajerwerki. Ale "pięknie" mógłby pomyśleć sobie zboczony piroman, ale w tym nic pięknego nie było. Krupówki to dosyć wąska ulica, wiec wszystko co leci do góry, gdzieś tu spada. Zapach siarki, iskry, latające butelki, krzyki ludzi którzy wyglądali jak by osiągnęli orgazm życia, albo wygrali milion w totka. Ale trzeba się cieszyć, jesteś w Zakopanem!!! Pomimo że byłem lekko dziabnięty, miałem wrażenie że komuś impreza wyrwała spod kontroli. Nawet słowa kolegi że tutaj jest tak co roku, nie uspokoiły mnie zbytnio. O godzinie pierwszej w nocy, za wyjątkiem kilkunastu mocno pijanych osób było już po sylwestrze. Po półtorej godzinie spaliśmy już w łóżkach.
Następne dni zwiastowały polepszenie pogody. Chwycił mróz i zaczął padać śnieg. później okazało się że to nie było polepszenie pogody.. Postanowiliśmy odwiedzić Kasprowy. Postanowili też to zrobić, ci wszyscy co byli na Krupówkach, dzień wcześniej. Po trzech godzinach cieszyliśmy się pięknym choć nie czystym widokiem z Kasprowego. Pizza na górze, godzinka czekania bo sala pełna. Po wystaniu zjazdu w kolejce, wracamy.
Chyba wrócimy dzień wcześniej, wyprzedzimy tłumy......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz