poniedziałek, 4 stycznia 2010

Sylwester w Zakopanem cz. III

Zbieramy się do domu. Spakowani, kwatery opłacone, czekamy na taksówkę. Wracamy zaraz po sylwestrze, będzie luźniej w pociągu. Dojeżdżamy do dworca i przecieram oczy ze zdziwienia, a raczej przerażenia. Rój ludzi zmierzał w kierunku dworca, jak mrówki do lizaka. Podobna sytuacja co w tą stronę. Nie było chwili do stracenia. Rozliczenie, wypakowanie, lecimy na dworzec. Tym razem jest bardzo zimno i biało. Na peronach pełno ludzi. Trzeba ustalić taktykę, myślę że będzie podobna jak w Warszawie. Czyli walimy na chama do środka, rozpychamy sie łokciami a bagaże podajemy prze okno. Z tym pomysłem jakiś oryginalny nie jestem więc może być gorąco.
Było tak jak myślałem. Szturmu na pociąg nie powstydził by się oddział "Grom-u". Konduktorzy z pogwizdywaniem, przyklejonymi wąsami i okularami przeciwsłonecznymi oddalili się od pociągu, i hulaj dusza. Krzyki, szczęk szabli i sapanie. Selekcja naturalna, najsłabsi nie wsiedli. W pociągu już nie było tak wesoło. Wszyscy zmizerowani, jak by do Częstochowy przyszyli z pielgrzymką. Od razu widać że przydał by sie im urlop w jakimś innym miejscu. Najtwardsi coś tam popijają mówią ze było super itp.
W pociągu zimno, śnieg w korytarzu, kibel zamarznięty. Przez okno nic nie widać. Bajka, pełna integracja. Ale nie polecam.
Nie polecam podróży jak i takiego sylwestra. Ma on swoje dobre strony, ale to miasto lepiej odwiedzić w jakimś spokojniejszym okresie...Chyba wezmę jednak ten urlop.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz